Królowie nocy

Najnowszy "Need for Speed" nie miał prawa się udać. Okrojona względem poprzednich gier zawartość, przerywniki filmowe z prawdziwymi aktorami, idiotyczna fabuła i jakby tego było mało, wymóg
"Need for Speed" - recenzja
Najnowszy "Need for Speed"nie miał prawa się udać. Okrojona względem poprzednich gier zawartość, przerywniki filmowe z prawdziwymi aktorami, idiotyczna fabuła i jakby tego było mało, wymóg stałego podłączenia do internetu podczas zabawy. Co w takim razie wydarzyło się po drodze, że finalny produkt okazał się jedną z najlepszych zręcznościowych ścigałek od dobrych kilku lat?




Bardzo dobrze pamiętam czasy, kiedy marka „Need for Speed” była jedną z najważniejszych w świecie gier wideo. Na każdą nową odsłonę czekało się z zapartym tchem, bo też nie ma co się oszukiwać – były to najzwyczajniej w świecie bardzo dobre gry. Kilka lat temu coś jednak zaczęło się psuć i to do tego stopnia, że w 2014, po raz pierwszy od czternastu lat, nie pojawiła się nowa część. Najsmutniejsze w tym było jednak to, że nikt nie zwrócił na to uwagi, tak jakby seria nikogo już nie obchodziła. Tegoroczny"Need for Speed", który oficjalnie jest rebootem serii, ma więc przed sobą niełatwe zadanie – musi przywrócić literkom „NFS” dawny blask.

W grze wcielamy się w „świeżaka”, który zupełnie przypadkiem trafia na pięcioro zapalonych motoryzacją dzieciaków. Po tym jak nasze umiejętności zostają przez nich docenione, stajemy sięoficjalnie członkiem ekipy, a na mapach w naszym telefonie zaczynają pojawiać się kolejne wyzwania. Każdy z członków ekipy oznaczainną ścieżkę fabularną, skupiającą się na konkretnym stylu wyścigów. Przykładowo: idolem Spike’a jest Magnus Walker, znany na świecie tuner samochodów marki Porsche. Przyjmując zadania od Spike’a, będziemy się po prostu ścigać, rozwijając tym samym ścieżkę prędkości. Dla odmiany Manu jest zafascynowany Kenem Blockiem, a przyjmowane od niego zadania opierają się na efektownym drifcie i rozwijają tym samym ścieżkę stylu. Nasze zadanie w grze jest proste: musimy ukończyć 100% zadań na każdej ze ścieżek, spotkać ikonę danej ścieżki, pokonać ją i zająć jej miejsce.



Przygotujcie się na jedno – na przerywniki filmowe z udziałem prawdziwych aktorów. W grze nie ma ani jednej cutscenki, w której pojawiałyby się cyfrowo generowane postacie. Pierwsze kilka minut szokuje, zwłaszcza kiedy dochodzą polskie napisy, których autorzy mocno popłynęli z młodzieżowym slangiem. Chwilę później przestaje się zwracać na to uwagę. Po 2-3 godzinach zacznie się Wam to nawet podobać, a później zaczniecie czekać na nawet najkrótszy przerywnik. Może to początki syndromu sztokholmskiego, ale te filmiki są naprawdę fajnie nagrane, a aktorzy spisują się nieźle. Wspominane przeze mnie wcześniej ikony również mają swoje pięć minut, tak więc w pewnych kręgach można by mówić o gwiazdorskiej obsadzie.



W parze z przerywnikami filmowymi idzie świetna oprawa graficzna nowego"Need for Speed". Ta gra jest po prostu piękna. Od modeli aut przez grę świateł i efekty pogodowe, a na otoczeniu kończąc. Duża w tym zasługa miliona filtrów, jakie zostały nałożone na obraz, oraz tego, że gra przez 90% czasu toczy się nocą. A kiedy w Ventura Bay zaczyna padać deszcz, można na chwilę zapomnieć, że to gra wideo. Wersja na PlayStation 4 działa w 1080p, a na Xboksie One – w 900p, jednak nie ma to większego znaczenia; zastosowane filtry powodują, że obie wersje wyglądają identycznie. Gdyby"Need for Speed"choć troszkę stawiał na realizm, pewnie narzekałbym na brak 60 klatek, jednak w przypadku zręcznościówki animacja w 30fpsach sprawdza się znakomicie. Jeśli gra już teraz, na konsolach, robi ogromne wrażenie, to pomyślcie, jak będzie wyglądać wersja na PC, która ukaże się wiosnąprzyszłego roku.

Przez cały czas przygrywa nam muzyka z gatunku „niemampojęciacoto” – miks elektro, dubstepu, house’u i paru innych komputerowych melodyjek. Nie ma możliwości słuchania własnej muzyki, nie ma też możliwość przełączania piosenki na kolejną; możemy jedynie przytrzymując prawy analog, wrócić do poprzedniego kawałka. Najlepsze jest to, że dobrane kawałki idealnie pasują do tej gry i ani przez chwilę nie myślałem o tym, aby je wyciszyć.



Celowo zostawiłem sobie opis rozgrywki na sam koniec, bo to chyba najbardziej kontrowersyjny element całej układanki."Need for Speed"od początku miało być grą zręcznościową, w której wchodzenie w zakręty przy prędkości 200 km/h to norma i taki też jest finalny produkt. Każdy z ponad 50 samochodów prowadzi się praktycznie tak samo; jedyne, czym sięod siebie różnią, poza wyglądem, to osiągi. Każde dostępne auto możemy delikatnie tuningować, zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz. Na początku gry opcji modyfikacji mamy bardzo mało i niestety, nie poprawia się to wraz z postępami w zabawie. Nie ma to nic wspólnego z tuningiem znanym z"Need for Speed Underground", w którym można było spędzać w edytorze całe godziny i tworzyć prawdziwe cuda. W grze zaimplementowano system zniszczeń, który jednak w żaden sposób nie wpływa na osiągi naszego auta. Jedyny słuszny widok to kamera zawieszona za autem; dostępna jest też kamera sprzed auta, ale jeździ się tak tragicznie. Większość dostępnych wyzwań polega albo na dojechaniu do mety na pierwszym miejscu, albo na zebraniu jak największej liczby punktów za drift. Nie ma tu też lubianych przez wielu wyścigów na ćwierć mili, ani opcji manualnej skrzyni biegów. Gra ma tylko jeden tryb zabawy, w którym zawsze jesteśmy online (bez sieci nie odpalicie gry) i po naszym mieście jeżdżą inni gracze. Nie ma klasycznych wyścigów online, w których umawiamy się ze znajomymi i tworzymy grę. Jest jedno miasto Ventura Bay, jeden tryb gry i jeden licznik reputacji na górze ekranu.



Reputacja i kasa. Wszystko, co robimy w nowym"Need for Speedzie"nagradzane jest punktami reputacji. Wygrany wyścig, jazda pod prąd, dobry drift czy ucieczka przed glinami. Kolejne poziomy reputacji odblokowują nam dostęp do lepszych elementów tuningu oraz pokazują sieciowym kumplom, kto tu rządzi. Kiedy już uda nam się coś w ten sposób odblokować, w grę zaczyna wchodzić wygrywana w zawodach kasa – tej na szczęście nigdy nie brakuje i już po 10 godzinach zabawy stać nas na wymarzone auto. Na szczęście gra nie oferuje żadnych mikrotransakcji, a i jeśli wierzyć twórcom, nie doczeka się też płatnych dodatków. Aż ciężko w to uwierzyć.



Nowy"Need for Speed"nigdy nie miał być trzecim „Undergroundem”, tak więc trudno go krytykować za to, że nim nie jest. To samodzielna gra, która dodatkowo ma być nowym otwarciem dla całej serii."Need for Speed"jest tytułem kontrowersyjnym, pełnym niespodzianek i zawodów, który albo się kocha, albo nienawidzi. Dla mnie to zręcznościowy majstersztyk, do którego wracam co wieczór, aby chociaż chwilę pojeździć po Ventura Bay.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones